Zainteresowałem się nieruchomościami przez przypadek. Zaczęło się od wynajęcia mieszkania na potrzeby mojej działalności. W To był rok 2012 i chciałem wynająć sobie miejsce do pracy, bo już nie chciałem pracować z domu. Już wtedy zauważyłem, że im większa nieruchomość tym niższa cena za metr. Zaproponowałem więc kolegom freelancerom, żebyśmy wynajęli je wspólnie (w 3 osoby). Razem też jakoś raźniej, a koszty wyjdą naprawdę nisko. Im się ten pomysł spodobał, powiedzieli że w to wchodzą, więc z entuzjazmem poszedłem podpisać umowę. Zacząłem się przygotowywać do “wprowadzki”. I tu zdarzył się zwrot akcji. Jeden z kolegów, który miał ze mną tam pracować, dzwoni do mnie, że dostał super ofertę pracy za granicą i on jednak rezygnuje. Drugi jak się dowiedział od razu stwierdził, że on nie będzie się zrzucał pół na pół - i tym oto sposobem zostałem sam z problemem. Nie chciałem jednak rezygnować. W pierwszej kolejności zacząłem więc szukać innych osób, które mogłyby ich zastąpić. Sporo osób nawet się tym interesowało, ale ostatecznie nikt nie zdecydował na takie biuro. Każdego coś innego nie pasowało. Czas płynął a wraz z nim kolejne rachunki do zapłaty.
Tym oto sposobem znalazłem się w pozycji identycznej jak właściciel nieruchomości, który musi ją komuś wynająć i kompletnie nie wie jak się za to zabrać.
Zacząłem szukać wiedzy o wynajmie. Czasy były pod tym kątem totalnie inne niż teraz. Na temat nieruchomości nie było szkoleń, ani książek, ani za dużo informacji w internecie. Trafiłem jednak na Stowarzyszenie “Mieszkanicznik”, które wtedy dopiero co powstawało i stawiało pierwsze kroki. Wybrałem się więc na spotkanie Stowarzyszenia, które miało formę luźnego spotkania w kawiarni kilku osób. Na tym spotkaniu opowiedziałem jaki mam problem i od razu usłyszałem: “Hej, przecież to mieszkanie idealnie nadaje się na wynajem dla studentów! Lokalizacja niemal przy samej Akademii Medycznej, 3 niezależne pokoje - wynajmij je studentom”. Tak też zrobiłem. Wystawiłem chyba najgorzej przygotowane w dziejach ogłoszenie wynajmu, bez zdjęć, z lakonicznym opisem. Już pierwszego dnia odebrałem kilka telefonów osób zainteresowanych (teraz wiem, że oferowałem to po prostu za tanio). W każdym razie po paru dniach miałem podpisane dwie umowy i problem z głowy.
Zainteresowanie nieruchomościami zamieniło się w moją pracę
W 2013 roku na pierwszym kongresie Mieszkanicznika poznałem Piotra Hryniewicza, który organizował szkolenia dla inwestorów w nieruchomości i dołączyłem do społeczności, która interesowały się tym samym co ja. Na jednym z pierwszych takich spotkań poznałem Mateusza Brejtę, który obecnie uchodzi za jednego z najlepszych specjalistów w kraju w kwestiach związanych z podnajmem nieruchomości. Mateusz wtedy stawiał pierwsze kroki w tej dziedzinie. Na szybko sklejonej w powerpoin’cie prezentacji pokazywał liczby pierwszych 3 mieszkań jakie podnajął w Krakowie, z wielkim entuzjazmem krzycząc “to działa!!” - ewidentnie sam jeszcze był oszołomiony sukcesem. Mateusz był w podobnej sytuacji jak ja. Dużo czasu, głowa pełna pomysłów i marzeń, oraz brak pieniędzy i zdolności kredytowej.
I wtedy do mnie dotarło
przecież ja już też mam na koncie jeden podnajem, który przynosi regularne zyski! Udało się raz, to dlaczego tego schematu nie powielać? Na drodze stał przede mną jeden problem do rozwiązania: moja skrajnie introwertyczna natura. Podnajem to biznes, w którym trzeba umieć rozmawiać z ludźmi. A będąc bardziej precyzyjnym - nie bać składać wielu odważnych ofert, z których większość będzie odrzucona. Na tamtym etapie było to dla mnie bardzo trudne doświadczenie, ale z pomocą przyszedł mi mój wieloletni przyjaciel z czasów dziecięcych, Tomek Antkowiak - który w przeciwieństwie do mnie jest osobą bardzo szybko nawiązującą kontakt z innymi i tym samym wzbudzającą zaufanie. Zaraziłem go moim entuzjazmem do nieruchomości, a on zaproponował spółkę - w której ja byłem odpowiedzialny przede wszystkim za zaplecze biznesowe, a on za sprzedaż.
Ten tandem zadziałał i bardzo szybko pozyskaliśmy kilkanaście nieruchomości w podnajmie, które generowały bardzo solidny dochód. Wynająłem sobie fajne mieszkanie w centrum, wyleasignowałem samochód - nówka sztuka prosto z salonu, oraz czując zew wolności finansowej - pojechałem nawet na 1,5-miesięczny wolontariat do Zambii.
W 2014 roku po zaprezentowaniu na jednym ze zjazdów organizowanych przez Piotra Hryniewicza, jak fajnie udało mi się przebudować mieszkanie 3-pokojowe na 6 pokoi, podszedł do mnie inwestor, który zapytał czy nie chciałbym przeprowadzić takiego remontu dla niego - na zlecenie. Zgodziłem się. Naturalnym rozszerzeniem wykonania przebudowy, była obsługa najmu tego mieszkania - tj. znalezienie najemców, oraz doglądanie ich w trakcie najmu. W ten oto sposób zostałem po raz pierwszy zarządcą najmu, działającym na zlecenie. Zarządzanie ma tą przewagę nad podnajmem, że nie wymaga żadnego kapitału na start. Wręcz przeciwnie - już za samo przyjęcie mieszkania do obsługi zażądałem zapłaty z góry. Minusem zarządzania jest jednak znacznie mniejsza marża. Była ona jednak wystarczająco duża aby opłacić pensję pracownika i mieć z tego jeszcze zysk.
A co jeżeli tam jest więcej takich inwestorów, którzy potrzebują pomocy? Trzeba to sprawdzić!
Od tamtej pory skupiłem się całkowicie na rozwoju i pogłębiania wiedzy związanej z zarządzaniem najmem. Zauważam, że największym problemem w inwestowaniu nie są pieniądze, tylko wiedza, oraz odpowiednie podejście mentalne. Dlatego moim celem jest nauczyć jak najwięcej osób, jak zostać właścicielem nieruchomości na wynajem i czerpać z tych nieruchomości konkretne dochody.
Jeżeli chcesz zarządzać najmem lub masz problem z najemcą i nie wiesz, jak sobie poradzić. Sprawdź moją ofertę i daj sobie pomóc.